W „Requiem ludowym" wizja ostatecznej drogi człowieka jest zarówno przerażająca jak i urzekająco piękna. Tajemnica absolutu pozostaje nierozwiązana, a trąby ogłaszające koniec świata dla każdego oznaczają inny wyrok. Spotkanie Adama Struga i zespołu Kwadrofonik doprowadziło do stworzenia nowej jakości w muzyce polskiej. Oto niekwestionowany mistrz pieśni tradycyjnych, oddaje się w ręce poszukiwaczy barw, przestrzeni i twórców nowych jakości w nurcie muzyki folkowej. Odniesienie do szacownej formy Missa pro defunctis jest swobodne, jednak jak najbardziej uzasadnione i wypełnione sensem. To nie tylko harmonijna konstrukcja oparta na przepięknie zaaranżowanych melodiach tradycyjnych, to także przejmujące rozważania kolejnych etapów wędrówki duszy, podkreślane przez wyjątkowe teksty - żałobne wersy zebrane w „Śpiewniku Pelplińskim" i ułożone misternie w eschatologiczną historię o różnych zakończeniach (niebo albo piekło). Warstwa muzyczna jest również fascynująca. Motyw melodii pogrzebowej: Bije pierwsza (…), bije druga,(...) bije dwunasta godzina (…), jest osią spajającą kompozycję. W całym dziele powraca kilkakrotnie, niczym nieuchronna przepowiednia. Oszczędne dźwięki fortepianów dodają szlachetnej harmonii. W swoim niepowtarzalnym stylu artyści budują napięcia na pograniczu minimal music i wirtuozerskiej improwizacji.
Kwadrofonik, znany ze swojej miłości do eksperymentów, tym razem barwom, dźwiękom i rytmice nadaje dodatkowe znaczenia. To ich niepowtarzalny język muzycznej narracji. Przedmioty - niekoniecznie kojarzone z muzyką - stają się instrumentami i nabierają w „Requiem ludowym" sensu symbolicznego (klawiatura komputera, dzwonki kościelne, miska z wodą). Opracowania konkretnych fragmentów pieśni tradycyjnych nabierają wagi figur retorycznych. Ich zrozumienie czasem wydaje się oczywiste, innym razem wieloznaczne. To także zamysł kompozytorski – przecież każdy z nas pójdzie inną drogą, każdy z nas musi sam zmierzyć się ze rozumieniem wędrówki do śmierci. Kilka rzeczy jest w „Requiem" pewnych: piekło jest straszne (grają tam na dudach...), czyściec bolesny, a niebo ciepłe i słoneczne. Wizja wieczności, która wieńczy kompozycję, zmusza do zadumy.
W wersji Adama Struga i Kwadrofonika jest przy okazji urzekająco piękna. Posługując się wykładnią klasycznej metafizyki chrześcijańskiej, nie sposób nie przekuć piękna w dobro i nadzieję. To jednak, jak zostało zauważone na początku, wersja tylko dla wybranych. Niestety, końcowa sekwencja, w której słyszymy niezwykle wymowny dźwięk nieodebranego telefonu, nawet tę kruchą nadzieję podważa. Pobożnym pozostaje wiara, profanom estetyzm.